wtorek, 26 lutego 2013

~ 2 ~

Otworzyłam oczy. Zaślepiona blaskiem słońca wpadającego przez uchylone okno zauważyłam, że zasnęłam w rzeczach. Mhm, ale inteligentna ze mnie istota. Wyciągając się leniwie zerknęłam na zegarek wiszący nad drzwiami. Cholera, dochodzi 11.00, dwie godziny do spotkania z Kacprem. Poszłam do łazienki. Spięłam włosy, zrzuciłam z siebie wszystko i weszłam pod prysznic. Starałam się zmyć z siebie wszelki zapach zmęczenia (czyt. potu). Trochę się jednak wczoraj spociłam podczas streeta, rozmowy z rodzicami i... boże, jeżeli ja mam wydzielać z siebie ten wstrętny odór przy rozmawianiu z Kacprem to nic tylko powinnam się bać!
Po niecałych pięciu minut wyszłam z kabiny. Wytarłam się, owinęłam ręcznikiem, rozpuściłam kok i delikatnym krokiem powędrowałam z powrotem do pokoju. Nie zamierzałam ubierać się jakoś specjalnie, bo to nawet nie randka. A poza tym nigdy nie należałam do dziewczyn, które godzinami potrafią stać przed szafą i przymierzać wszystko po kolei. Może dlatego uważali mnie w szkole za dziwadło. Nie stosowałam nawet ciutki makijażu przez co zapewne byłam szkaradłem. Farbując włosy na czerwono uznali mnie za jeszcze bardziej powaloną na głowę. W końcu kiedyś miałam piękne blond włosy, jeszcze solara i mini i bezkonkurencyjnie mogłabym startować do grupki (a może i stada) dziewczyn pokroju Patrycji.
Wybrałam czerwone spodnie i koszulkę Hemp Gru. Włosy ponownie związałam w niedbały kok.
Wzięłam mojego MacBooka, usiadłam po turecku na łóżku i położyłam go sobie na kolanach. Tradycyjnie przeglądałam fejsa i słuchałam muzyki. Ostatnio siadło mi "DEFTO" Jamala.
Nim zauważyłam stała się godzina 12:47. Cholera, niedobrze - mruknęłam. Wyłączyłam laptopa i skierowałam się na dół. Założyłam stare trampki Chuck Taylora i wyszłam z domu. Kierując się na Manhattan przypomniałam sobie, że rodzice nawet nie wiedzą, że wyszłam. W sumie mniejsza, i tak ich kompletnie ich nie interesuje.
Do Starbucksa weszłam równo z godziną 13:00. Zauważyłam Kacpra siedzącego przy stoliku dla dwóch osób w kącie. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego. Ledwie stanęłam obok, a on już ilustrował mnie wzrokiem. Zaczął od dołu: trampki, spodnie, koszulka... Zatrzymał się na dekolcie, ale szybko zdał sobie sprawę, że to widzę i powędrował dalej, spoglądając prosto w moje oczy. Wpatrywał się w nie przez chwile i nagle otrząsnął się, jakby z transu.
-A więc siema - powiedział wstając i przybijając mi piątkę.
-Cześć - odparłam cicho, zastanawiając się czy w ogóle to usłyszał. Usiadłam na przeciwko niego i zauważyłam, że musi siedzieć tu dość długo, ponieważ połowa jego kawy była wypita. Cholera, spóźniłam się?
-Długo tu siedzisz? - spytałam nieco głośniej i pewniej.
-Nie, dopiero przyszedłem - po czym zauważył, że spoglądam na jego kubek - Nie, niee. Ja po prostu szybko piję kawę, aż chyba zamówię sobie drugą - wyszczerzył do mnie zęby w szerokim uśmiechu. - Tobie  zamówiłem Frapuccino czekoladowe i modliłem się o to, że lubisz - przesunął plastikowy pojemniczek w moją stronę. Pociągnęłam łyk ze słomki i o mało nie dostałam jakiegoś wstrząsu, ponieważ było to cholernie zimne. Starałam się nie krzywić, ale było to trudne. W pewnej chwili zauważyłam, że Kacper mi się przygląda. Również na niego spojrzałam po czym on odwrócił wzrok, usiadł głębiej na fotelu i odchrząknął.
-A więc Street Beats School.. - przejechał dłonią po swoich brązowych włosach doprowadzając je do lekkiego nieładu. - Jak już zapewne wiesz to szkoła taneczna w których uczy się pięciu styli: popping, locking, hip hop, breaking i house. Każdy jest obowiązkowy, aczkolwiek wybiera się jeden główny, który dla danego tancerza ma być specjalizacją i będzie miał z niego indywidualne lekcje - uniósł brwi. - W czym się specjalizujesz?
-Powiedzmy, że locking - opowiedziałam, po czym wzięłam się za swój napój.
-Masz duże szanse się dostać, lockerów jest bardzo mało. Ha, w sumie dostaniesz się na pewno gdyż przyjmują po równo chłopaków i dziewczyn do danej specjalizacji, razem dziesięć osób. Nie rozumiem o co z tym chodzi, ale facetów jest o wielu więcej. Razem z Tobą, z tego co mi wiadome, dziewczyn na lockinie jest trójka. Więc gratuluję, witaj w SBS! - pociągnął łyk kawy.
-Jeszcze nie powiedziałam, że startuje..
-Startujesz startujesz, nie chcę słyszeć, że nie - ugryzł dolną wargę, co w jego wykonaniu wyglądało strasznie słodko. -Są tam cztery klasy, jak w technikum. Jeszcze jest w sumie piąta, ale o niej się dowiesz.. kiedyś.
-A co z innymi przedmiotami? - zaczęłam bawić się słomką. -No wiesz. Taniec tam musi zabierać dużo czasu, ale kształcić się trzeba.
-Owszem, są. Takie jak w normalnym liceum, tyle, że one zaczynają się jakoś po godzinie dwunastej. Z rana są zajęcia taneczne, po nich jakaś godzinka na ogarnięcie, obiadek i na zwykłe lekcje - wzruszył ramionami. - U nas istnieje jeszcze taki bajerek, że w weekendy, wieczorami, są bloki dodatkowe: beatbox, graffiti i to takie dziwne coś no... - przymknął oczy w skupieniu. -Oj nie wiem. Te DJ'e całe czy coś. -Aha, i zdajesz sobie sprawę, że taniec to nie tylko poruszanie się do muzyki i robienie choreografii. W skład zajęć wchodzą również...
-Koordynacje ruchowe, rytmika, historia, kroki, tancerze, ogólnorozwojówki - dokończyłam za niego.
-Bystra jesteś - w nagrodzie pokazał mi swoje dołeczki. -Oprócz samego tańca na przesłuchaniach mogą cię pytać o takie typu rzeczy. Głównie o historie tańca twojej specjalizacji.
-Coś jeszcze? - wzięłam pojemniczek do dłoni i zaczęłam pić Frapuccino.
-Hmm.. Szkoła z internatem, ale duże mamy luzy. Na przesłuchaniach obowiązuje freestyle, tańczysz do muzyki którą oni ci puszczą..
-A przesłuchania kiedy?
-Yyy.. - podrapał się po głowie w śmieszny sposób. -Więc właśnie.. One są pojutrze - spojrzał gdzieś w przeciwnym kierunku do mojego wzroku.
-ŻE CO PRZEPRASZAM?! - wykrzyknęłam przez co ściągnęłam na siebie uwagę innych osób.
-Spokojnie - Kacper zaczął mnie uspokajać. - Tylko tak nie wrzeszcz, bo mi dziewczyny spłoszysz - zaśmiał się.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? - zapytałam poirytowana.
-Zapomniałem - zrobił niewinną minę po czym się roześmiał. -Ej, na streecie robiłaś to na pełnym spontatnie więc do jest dla ciebie problemem?
-To co innego - burknęłam spoglądając w okno.
-A więc startujesz? - po raz pierwszy spojrzał na mnie poważnie. Prychnęłam.
-Gdybym miała pozwolenie rodziców..
-Po co? - przerwał mi. -Mogę ci podrobić zgodę. Nie takie rzeczy się robiło.
-No chyba żartujesz. To nie jest karalne?!
Wzdrygnął ramionami.
-Najwyżej. Boże, ja nie rozumiem jak rodzic może zabierać własnemu dziecku marzenia? A przede wszystkim nie rozumiem zamykania w domu takiego talentu.
-Człowieku, weź mi wytłumacz o czym ty do mnie mówisz? Jaki talent, skąd ty jesteś?
-Z takim pesymizmem to cię nawet na przesłuchania nie wpuszczą.

***
-No chyba cię koleżko powaliło. - powiedziałam do Kacpra. Przed nami leżała mata na której właśnie pojedynkowała się dwójka tancerzy, a mianowicie house'owych tancerzy. - Street battle? Jaja sobie robisz? Street'a bym jeszcze przeżyła, ale..
-A co za różnica czy street czy street battle? - przewrócił oczami w komiczny sposób. -Jeśli chcesz, do pierwszej battelki mogę stanąć z tobą. Co ci szkodzi? Nic. A zdobędziesz nowe doświadczenie.
-Styl?
-All styles - zarzucił kaptur na głowę, bo zaczęło kropić choć wcześniej w ogóle się na to nie zapowiadało. Zaczął iść w stronę grupki osób. Odwrócił się na chwilkę do mnie, idąc tyłem -Experiments.
-Mhm, fajnie. Jeszcze zostawił mnie samą - mruknęłam pod nosem. Zerknęłam na tą całą wesołą gromadkę do której podszedł. Były tam dwie dziewczyny. Jedna z oczojebnymi niebieskimi lokami obejmowana przez dwumetrowego chłopaka. Przyjrzałam się drugiej. Ta natomiast miała burzę czarnych włosów. Nadin? Nigdy nie powiedziała mi, że trzyma się z ludźmi z TEGO środowiska. Wiedziałam, że jeździ z kimś stąd na zawody gdzieś dalej, ale nie miałam pojęcia, że aż tak z nimi trzyma! Wróć - jeździ na zawody po całej Polsce, a ja się głupia dziwie, że nie ma znajomych tancerzy, oh, genius. Ruszyłam w ich stronę, trochę niepewnie. Kacper zauważył mnie i pokazał dłonią bym podeszła bliżej. Nadin spuściła głowę. Nie zbyt chciałam z nimi rozmawiać, czułam się taka odrębna, inna, od tego całego grona. Dla nich taniec to pewnie przede wszystkim zabawa, a ja nawet nie mam własnego zdania na ten temat... Miałam nadzieję, że Kacper szybko mnie przedstawi i spadamy na battelkę, ale myliłam się.
-Ok, w takim razie poznajcie Monikę - objął mnie, a ja spojrzałam na niego spode łba.
-Marek.
-Monika.
-Gabriel.
-Monika.
-Sylwia.
-Monika.
-Bodziuś.
-Monika.
-Kacper.
-KACPER! - zaśmiałam się.
-Kurde, skąd Ty wiedziałaś jak mam na imię? - uśmiechnął się szeroko do mnie.
Chwile jeszcze pogadaliśmy, popytali mnie o style, które tańczę. Nie byli wrogo nastawienie, widać było, że .. tak jakby cieszyło ich to, że ze mną rozmawiali. Fajni ludzie.
House'owa battelka się skończyła. Kacper chwycił moją dłoń, tym razem nie tak ostro jak dnia poprzedniego, ale i tak stawiałam opór. Odwrócił się do mnie, a ja spojrzałam na niego błagalnie.
-Zgodziłaś się na randkę ze mną i odrzucasz atrakcje, które ja dla ciebie przygotowałem. No, no. Nieładnie - Otworzyłam szeroko oczy. Randka? Jaka randka? -No dobra, tym razem ci odpuszczę, ale musisz obiecać, że kiedyś staniemy razem do battle, ok?
-Ok - przełknęłam nerwowo ślinę. Skoro mu tak zależy to co mu szkodzi? Nagle zauważyłam, że nadal trzyma mają dłoń. I on również to zauważył. Niespodziewanie przysunął mnie do siebie i mocno przytulił. Odwzajemniłam. Uścisk można w ogóle odwzajemnić? Jego ciało idealnie pasowało do mojego - pomyślałam. Był dość wysoki więc głowę trzymałam w miejscu gdzie jest jego serce. Słuchałam jego bicia i czekałam, aż moje się z nim wyrówna. Staliśmy tak wtuleni w siebie, wszystko się zatrzymało. Deszcz zaczął padać mocniej, ale te krople tak jakby nas omijały. Nie zwracałam uwagi na nic, chciałam tak trwać w jego objęciach do końca życia. Do końca świata. 

______
Nooo, po dość długim czasie mamy pierwszy rozdział. xP Raczej się nie gniewacie, nikt tego nie czyta i tak. 
Troszkę zbyt romantycznie się zakończyło, ale sorry ludu, nie mam dziś weny. 

niedziela, 11 listopada 2012

~ 1 ~

-... i scooby doo! - Szłam przez Gdańsk tańcząc do funkowych beatów rozbrzmiewających w moich słuchawkach. Nie tańczyłam z powodu szczęścia, że zaczęły się wakacje czy też że udało mi się zdać do liceum na samych piątkach. Tańczyłam, bo taniec jest moim drugim biciem serca.
Ludzie oglądali się za mną jak za upośledzoną. Kij im w oko. Nic mi w tej chwili nie zepsuje seta życia!
-Au! - upadłam na ziemię i słuchawki wypadły mi z uszu. - Kuźwa - przeklęłam cicho pod nosem. Dlaczego musiałam wpaść akurat na nią? Dam rękę uciąć, że ona zniszczy mi cały dzień.
-Po co ośmieszasz się na ulicy? - zapytała poirytowana i wyraźnie rozbawiona Patrycja - Po co w ogóle się ośmieszasz tym swoim.. "tańcem". O ile to w ogóle da się nazwać tańcem.
-A na jaką cholerę próbujesz upokorzyć mnie na każdym kroku? Naprawdę daje ci to taką satysfakcję? - Patrycja nic tylko zaśmiała się szyderczo. Starałam się ukryć złość choć wiem, że na pewno nie wyszło mi to zbyt dobrze. Wstałam, otrzepałam się, włożyłam słuchawki do uszu i jak gdyby nigdy nic powędrowałam tanecznym krokiem dalej.
Co ona takiego do mnie ma? Sama mistrzem świata nie jest. Śmiem nawet sądzić, że tańczę lepiej od niej. NIE. Stop. Tylko nie to moje wywyższanie się! Nie taka jest idea oldschool'u. Peace, unity, love and having fun - i nic więcej. Choć i tak ta zasada za nic nigdy nie odniesie się do Patrycji. Nienawidzimy się od 1 klasy podstawówki. A wszystko zaczęło się od wyrywania włosów... W 5 klasie plucie do mojej zupy. W gimnazjum nastawianie wszystkich przeciwko mnie. Upokarzanie przed.. całą szkołą? Strach się bać co będzie w liceum. A właściwie co by było, bo na szczęście nie będę chodzić z nią dziesiąty rok do tej samej szkoły. Ba, do tej samej klasy. Nie wiem czy robili mi na złość, ale zawsze musiałam trafić z nią do tej przeklętej klasy A. Strasznie to było upierdliwe. Wykorzystywała każdy, nawet najmniejszy moment, by dokopać mi jeszcze bardziej. Do dziś tylko nurtuje mnie pytanie co ja jej takiego zrobiłam, że się tak nienawidzimy. Może to nienawiść od pierwszego wejrzenia?
Doszłam do domu. Wyciągnęłam klucz spod wycieraczki i otworzyłam drzwi. Zdjęłam glany po czym położyłam klucze na blacie. Wspięłam się na górę po schodach do mojego pokoju i zamknęłam drzwi, mimo, że w domu nikogo nie było. Rodzice wrócą dopiero o 20.00. Mam dużo czasu na.. no własnie - na co? Jakoże nic ambitnego nie przyszło mi do głowy położyłam się na łóżku i zaczęłam rozglądać się po moim pokoju. Robiłam wszystko co w mojej mocy, by ten pokój oddawał kulturę do której jestem przywiązana. Na jednej ze ścian była fototapeta Nowego Jorku. Dałabym wszystko, żeby odwiedzić to miasto. Radio wystylizowane na BoomBoxa na parapecie. Nad łóżkiem mnóstwo zdjęć legend tańca. Półka na której leży przynajmniej tona full capów. Podeszłam do mojej kolekcji czapek i chwyciłam tą, którą ubóstwiam ponad wszystko. Na daszku widniał podpis Mr. Wigglesa - mojej największej inspiracji. Mojego wręcz Boga.
Nagle z torby usłyszałam dźwięk sygnalizujący SMS'a.

Od: Nadin 
Rusz dupę, idziemy na Gdańsk. Jestem u Ciebie za 15 min.

Jęknełam. Teraz muszę się jakoś wydostać z tej za małej odświętnej koszuli. Szybko wcisnęłam się w dres z Rytmów Ulicy i koszulkę Elade. Rozpuściłam spięte czerwone jak krew włosy i pozwoliłam im odetchnąć. Założyłam full capa z podpisem Wigglesa, włożyłam do kieszeni dwie dychy oraz telefon i zbiegłam na dół. 
Znając Nadin i jej "15 minut" oznacza w rzeczywistości... Dźwięk dzwonka, no właśnie. Chwyciłam za klucz, założyłam stare, wysłużone Air Maxy i otworzyłam drzwi. Stała w nich długowłosa, uśmiechnięta szatynka.
-Gotowa? - zapytała. Odpowiedziałam jej uśmiechem. Wyszłam z domu, zakluczyłam drzwi i schowałam klucze pod wycieraczką. 

* * *
-A gdybyś ty widziała jej minę! 
-Oj uwierz, chciałabym! 
Z Nadią śmiałyśmy się do łez. Rozumiemy wzajemnie jak nikt inny. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy stworzone do tego, żeby być przyjaciółkami, ale mimo to strasznie się od siebie różnimy. Łączy nas przede wszystkim wielka miłość do tańca. Obie uczyłyśmy się tańca amatorsko. Chodziłyśmy razem na warsztaty, razem uczyłyśmy się tańczyć z tutoriali na YouTube, wymieniałyśmy się jakimiś tam doświadczeniami. Nadin jednak robiła to trochę dłużej ode mnie, jej rodzice pozwalali jej na więcej. Dlatego też ona już jeździla na contesty, a ja tkwiłam w miejscu. Rodzice nigdy nie traktowali tego, że tańczę na poważnie. Myślą, że jak zwykle mam do tego słomiany zapał. Szczególnie nie zadowala ich fakt, że to (cytuję): taniec z nowojorskich śmietników. A ja mam to gdzieś. Robię to co kocham. I nikt nigdy nie przeszkodzi mi w spełnianiu swoich marzeń.
-Ej, patrz tam. Czyżby street? - Nadin wskazała palcem na grupkę ludzi i muzykę dobiegającą stamtąd.
Oczy mi się zaświeciły. Takież oto ze mnie dziwne stworzenie, że idąc przez ulice mogę tańczyć, ale na streeta wyjść nie wyjdę. 
Podeszłyśmy bliżej. Jakiś b-boy właśnie robił wyjście. Przyznać trzeba było, że był naprawdę dobry. 
Gdy skończył seta jakoś nikt nie pojawił się chętny na wyjście. Rzecz jasna nie chciałam zrobić niczego innego niż wyjść na środek, ale wstydziłam się i to bardzo. 
Na moje nieszczęście (a może i szczęście?) ktoś wpadł na mnie i wpadłam na sam środek zbiorowiska. Stałam na linoleum i rozglądałam się. Tancerze, którzy zorganizowali streeta zerknęli na mój dres z logiem Rytmów Ulicy po czym przenieśli wzrok na moją twarz. Uśmiechnęli się do mnie.
"No pięknie" - pomyślałam. Uciekać czy nie? Pieprzyć, uciekać! Nagle poczułam mocny ucisk na moim nadgarstku. 
-TAŃCZ. - syknęła mi nieznana osoba prosto do ucha. -Potrafisz!
Powoli zaczął puszczać moją rękę i mając pewność, że już nigdzie nie pójdę uwolnił ją całkowicie.
Z boomboxa zaczęła wydobywać się muzyka. James Brown. Okok, czaję, jedziemy z lockineczkiem. Mój umysł powoli przestał myśleć. Nie mogłam myśleć. Tańczy się sercem, a nie mózgiem. Po perfekcyjnie wykonanym splicie z wyskoku film mi się urywa. Stoję. Zmęczona, ale zadowolona. Ludzie wpatrzeni we mnie bez słowa. O nie, o nie, o nie. Gratuluję Moniko, właśnie się zbłaźniłaś jak nigdy! Choć może nie..
Zgromadzeni wybuchnęli wielkim aplauzem. Nawet b-boye kucający przy boomboxie dali się porwać owacji na stojąco. Dobra, teraz mogę wiać. Wycisnęłam się z koła po drodze kradnąc ze sobą Nadin. A oklaski nadal nie ustawały. Starałam się oddalić jak najbardziej, lecz po jakiś 10 metrach spostrzegłam, że nie ma obok mnie Nadin. Odwróciłam się, a ona stała i patrzyła się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Dziewczyno, czy ty wiesz czego właśnie dokonałaś? - podeszła nadal zdziwiona Nadin.
-Niech no się zastanowię.. - udałam zamyśloną minę. - TOTALNIE SIĘ SKOMPROMITOWAŁAM?!
-Hej. - usłyszałam znajomy głos. Czyżby przemiły kolega ze streeta przez  którego nadal boli mnie nadgarstek? - Kacper. - chłopak wyciągnął do mnie rękę i dopiero wtedy po raz pierwszy zilustrowałam go wzrokiem.
Był.. naprawdę przystojny. Szare oczy w których można było (choć nie wiem jakim prawem) dostrzec zieleń idealnie komponowały się z całą jego twarzą. Długie, brązowe włosy opadały mu na twarz. Chłopak uśmiechnął się do mnie widząc jak mu się przyglądam dzięki czemu dostrzegłam prześliczne głębokie dołeczki. Jezu, jaki on jest boski!
-Monika - z lekkim stresem wyciągnęłam do niego dłoń. Cholera, on chciał mi przybić pjontkę! Szlag, trzeci raz w tym dniu narobiłam sobie siary.
-Sprawę mam - odparł, ponownie się uśmiechając dzięki czemu znów mogłam podniecać się jego dołeczkami. Wyciągnął z kieszeni złożoną i nieco pogniecioną ulotkę i podał ją mnie. Szybko przeleciałam wzrokiem po tekście. Nabory do Street Beat School. Obiło mi się o uszy. O ile się nie mylę ojciec Patrycji jest założycielem tej szkoły. Nie wierzę. Tak wyluzowany i przyjemny człowiek nie mógł wychować takiej jędzy!
-Nie drwij sobie ze mnie. Jak ja niby miałabym tam startować? - zapytałam wyniosłym tonem. On nie wziął sobie tego do serca, uśmiechał się tylko dalej.
-Podaj mi swój numer telefonu. - zauważyłam jak Nadin wdycha głęboko powietrze i zaczyna się wachlować. Podjarka, że jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę? Wątpię. Może tylko chce mi coś wytłumaczyć, albo..
-Po co ci?
-Nieważne, po prostu mi go podaj.
Z głębokich kieszeni swojego dresu wyciągnął marker. Nosić marker w kieszeni? Na streeta?
Bez słowa odbezpieczyłam flamaster i napisałam na jego ręce dziewięć drobnych cyferek.
-Wieczorem zadzwonię, teraz muszę lecieć. I jeszcze jedno - niektórzy uczą się tańca. A inni mają go we krwi.

* * *

-Nie, nie i jeszcze raz NIE - mama była bezlitosna. Tata? Nawet się nie wtrącał. W rodzinach zazwyczaj jest tak, że ojciec wszystkim decyduje, a matka stara się nie wtrącać. U mnie jest na odwrót.
-Ale dlaczego? Wytłumacz mi dlaczego? To nic nas nie kosztuje! Nie uda mi się to nie, idę do normalnego liceum i tyle w temacie. - próbowałam dopiąć swego ale wiedziałam, że szanse są marne.
-Po pierwsze spuść z tonu droga panno. Po drugie: jakie ty tam wykształcenie będziesz mieć? Z tańca nie wyżywisz rodziny. A w sumie o czym my rozmawiamy. Jesteś za słaba, żeby się tam w ogóle dostać.
Łzy napłynęły mi do oczu. Jak ona mogła tak mówić? Obróciłam się na pięcie i pobiegłam do mojego pokoju. Trzaskając zamknęłam drzwi i z głośnym płaczem upadłam na łóżko. Wpatrywałam siłę w sufit i nagle sobie zdałam sprawę, że nic nie wiem na temat tej szkoły. Dosłownie nic. 
Po tej ciężkiej kłótni z rodzicami nie pamiętałam dzisiejszego dnia. Próbowałam sobie przypomnieć..
Mój pierwszy street, rozmowa z Kacprem.. WŁAŚNIE, KACPER! Potykając się o własne nogi rzuciłam się do biurka gdzie leżał mój telefon. Myślałam, że odblokowywanie klawiatury trwało wieczność. Na marne - żadnego powiadomienia. W co ja wierzyłam? Otarłam łzy i włączyłam mojego MacBooka. Automatycznie zalogowałam się na facebooka i GG. Następnie moje rutynowe zajęcia - tumblr, you tube... Kusiło mnie, cholernie mnie kusiło, żeby poszukać jakiś informacji o tej szkole, ale wciąż była jeszcze we mnie iskierka nadziei, że on, najpiękniejszy chłopak jakiego w życiu spotkałam zadzwoni. Równie dobrze mogłam teraz dowiedzieć się więcej i wymyślać argumenty, by rodzice dali mi zgodę na startowanie niżeli czekać, na telefon. Zawsze byłam naiwna i łatwowierna. Bardzo się przejmuje opiniami innych ludzi.
Zeszłam na dół po kawę. Minęłam rodziców nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Na moje szczęście woda właśnie skończyła się gotować. Zalałam wrzątkiem malutkie, bezbronne, brązowe ziarenka kawy, wsypałam cztery łyżeczki cukru, dolałam trochę mleka i natychmiast ulotniłam się stamtąd. Teraz i tak będę musiała czekać z dwadzieścia minut bo nienawidzę gorącej kawy.
Przez parę godzin bezmyślnie szperałam po internecie. Dochodziła 23:30 a telefon nadal milczał. Milka też moja nadzieja. Po co ja na to czekam? Czy nie wystarczy wpisać w wyszukiwarce Google "Street Beats School" i po sprawie? Po tej myśli nie wiedząc czemu cisnęłam telefonem o ziemię gdy nagle usłyszałam utwór sygnalizujący dźwięk połączenia. Schyliłam się w trybie natychmiastowym. Odgarniając czerwone kosmyki włosów z czoła nerwowo nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak?
-Nie obudziłem cię? Tu Kacper - jego głos sprawiał, że czułam się jakoś tak...
-Nie, czekałam, aż zadzwonisz - za późno ugryzłam się w język. W sumie, czy to źle, że to powiedziałam? Dam rękę uciąć, że w tamtym momencie uśmiechnął się - przynajmniej troszeczkę 
-Cieszę się, że w końcu jestem komuś potrzebny.
-A to co to miało znaczyć, bo nie bardzo rozumiem? - mój głos nabrał trochę gniewu. Jest zbyt pewny siebie.
-Nic, nieważne. Więc co chcesz wiedzieć na temat SBS?
-Podobno sam mi miałeś o tym powiedzieć. Nawet nie wiem o co pytać! - wręcz wykrzyczałam ostatni zdanie do słuchawki.
-Słodko się denerwujesz.
Już miałam ponownie go objechać, ale przerwał mi zanim zdążyłam otworzyć usta.
-Dobrze, spokojnie. Lubię się droczyć z ludźmi. - przewróciłam oczami - Poczekaj moment.
Usłyszałam dwa stłumione głosy. Jeden zapewne należał do niego, a drugi do jego mamy. 
-Wybacz, ale starsi sapią. Muszę kończyć. Może spotkamy się jutro? W Starbucksie?
-Na Manhattanie? 
-Tak, z tego co mi wiadome innego Starbucksa w Gdańsku nie ma - zaśmiał się. - Jutro o 13:00?
-T-t-tak, jasne, może być, mi pasuje - odpowiedziałam drżącym głosem. Puknij się w głowę dziewczyno, to nie randka!
-Okej, to dobrej nocy. Tancerko. - i rozłączył się. 
Tancerko? Weszłam w listę połączeń i zapisałam jego numer. Tancerko.. A może rzeczywiście coś we mnie jest?
Wyłączyłam MacBooka i nie zwracając uwagi na nic położyłam się na łóżku i zasnęłam.