niedziela, 11 listopada 2012

~ 1 ~

-... i scooby doo! - Szłam przez Gdańsk tańcząc do funkowych beatów rozbrzmiewających w moich słuchawkach. Nie tańczyłam z powodu szczęścia, że zaczęły się wakacje czy też że udało mi się zdać do liceum na samych piątkach. Tańczyłam, bo taniec jest moim drugim biciem serca.
Ludzie oglądali się za mną jak za upośledzoną. Kij im w oko. Nic mi w tej chwili nie zepsuje seta życia!
-Au! - upadłam na ziemię i słuchawki wypadły mi z uszu. - Kuźwa - przeklęłam cicho pod nosem. Dlaczego musiałam wpaść akurat na nią? Dam rękę uciąć, że ona zniszczy mi cały dzień.
-Po co ośmieszasz się na ulicy? - zapytała poirytowana i wyraźnie rozbawiona Patrycja - Po co w ogóle się ośmieszasz tym swoim.. "tańcem". O ile to w ogóle da się nazwać tańcem.
-A na jaką cholerę próbujesz upokorzyć mnie na każdym kroku? Naprawdę daje ci to taką satysfakcję? - Patrycja nic tylko zaśmiała się szyderczo. Starałam się ukryć złość choć wiem, że na pewno nie wyszło mi to zbyt dobrze. Wstałam, otrzepałam się, włożyłam słuchawki do uszu i jak gdyby nigdy nic powędrowałam tanecznym krokiem dalej.
Co ona takiego do mnie ma? Sama mistrzem świata nie jest. Śmiem nawet sądzić, że tańczę lepiej od niej. NIE. Stop. Tylko nie to moje wywyższanie się! Nie taka jest idea oldschool'u. Peace, unity, love and having fun - i nic więcej. Choć i tak ta zasada za nic nigdy nie odniesie się do Patrycji. Nienawidzimy się od 1 klasy podstawówki. A wszystko zaczęło się od wyrywania włosów... W 5 klasie plucie do mojej zupy. W gimnazjum nastawianie wszystkich przeciwko mnie. Upokarzanie przed.. całą szkołą? Strach się bać co będzie w liceum. A właściwie co by było, bo na szczęście nie będę chodzić z nią dziesiąty rok do tej samej szkoły. Ba, do tej samej klasy. Nie wiem czy robili mi na złość, ale zawsze musiałam trafić z nią do tej przeklętej klasy A. Strasznie to było upierdliwe. Wykorzystywała każdy, nawet najmniejszy moment, by dokopać mi jeszcze bardziej. Do dziś tylko nurtuje mnie pytanie co ja jej takiego zrobiłam, że się tak nienawidzimy. Może to nienawiść od pierwszego wejrzenia?
Doszłam do domu. Wyciągnęłam klucz spod wycieraczki i otworzyłam drzwi. Zdjęłam glany po czym położyłam klucze na blacie. Wspięłam się na górę po schodach do mojego pokoju i zamknęłam drzwi, mimo, że w domu nikogo nie było. Rodzice wrócą dopiero o 20.00. Mam dużo czasu na.. no własnie - na co? Jakoże nic ambitnego nie przyszło mi do głowy położyłam się na łóżku i zaczęłam rozglądać się po moim pokoju. Robiłam wszystko co w mojej mocy, by ten pokój oddawał kulturę do której jestem przywiązana. Na jednej ze ścian była fototapeta Nowego Jorku. Dałabym wszystko, żeby odwiedzić to miasto. Radio wystylizowane na BoomBoxa na parapecie. Nad łóżkiem mnóstwo zdjęć legend tańca. Półka na której leży przynajmniej tona full capów. Podeszłam do mojej kolekcji czapek i chwyciłam tą, którą ubóstwiam ponad wszystko. Na daszku widniał podpis Mr. Wigglesa - mojej największej inspiracji. Mojego wręcz Boga.
Nagle z torby usłyszałam dźwięk sygnalizujący SMS'a.

Od: Nadin 
Rusz dupę, idziemy na Gdańsk. Jestem u Ciebie za 15 min.

Jęknełam. Teraz muszę się jakoś wydostać z tej za małej odświętnej koszuli. Szybko wcisnęłam się w dres z Rytmów Ulicy i koszulkę Elade. Rozpuściłam spięte czerwone jak krew włosy i pozwoliłam im odetchnąć. Założyłam full capa z podpisem Wigglesa, włożyłam do kieszeni dwie dychy oraz telefon i zbiegłam na dół. 
Znając Nadin i jej "15 minut" oznacza w rzeczywistości... Dźwięk dzwonka, no właśnie. Chwyciłam za klucz, założyłam stare, wysłużone Air Maxy i otworzyłam drzwi. Stała w nich długowłosa, uśmiechnięta szatynka.
-Gotowa? - zapytała. Odpowiedziałam jej uśmiechem. Wyszłam z domu, zakluczyłam drzwi i schowałam klucze pod wycieraczką. 

* * *
-A gdybyś ty widziała jej minę! 
-Oj uwierz, chciałabym! 
Z Nadią śmiałyśmy się do łez. Rozumiemy wzajemnie jak nikt inny. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy stworzone do tego, żeby być przyjaciółkami, ale mimo to strasznie się od siebie różnimy. Łączy nas przede wszystkim wielka miłość do tańca. Obie uczyłyśmy się tańca amatorsko. Chodziłyśmy razem na warsztaty, razem uczyłyśmy się tańczyć z tutoriali na YouTube, wymieniałyśmy się jakimiś tam doświadczeniami. Nadin jednak robiła to trochę dłużej ode mnie, jej rodzice pozwalali jej na więcej. Dlatego też ona już jeździla na contesty, a ja tkwiłam w miejscu. Rodzice nigdy nie traktowali tego, że tańczę na poważnie. Myślą, że jak zwykle mam do tego słomiany zapał. Szczególnie nie zadowala ich fakt, że to (cytuję): taniec z nowojorskich śmietników. A ja mam to gdzieś. Robię to co kocham. I nikt nigdy nie przeszkodzi mi w spełnianiu swoich marzeń.
-Ej, patrz tam. Czyżby street? - Nadin wskazała palcem na grupkę ludzi i muzykę dobiegającą stamtąd.
Oczy mi się zaświeciły. Takież oto ze mnie dziwne stworzenie, że idąc przez ulice mogę tańczyć, ale na streeta wyjść nie wyjdę. 
Podeszłyśmy bliżej. Jakiś b-boy właśnie robił wyjście. Przyznać trzeba było, że był naprawdę dobry. 
Gdy skończył seta jakoś nikt nie pojawił się chętny na wyjście. Rzecz jasna nie chciałam zrobić niczego innego niż wyjść na środek, ale wstydziłam się i to bardzo. 
Na moje nieszczęście (a może i szczęście?) ktoś wpadł na mnie i wpadłam na sam środek zbiorowiska. Stałam na linoleum i rozglądałam się. Tancerze, którzy zorganizowali streeta zerknęli na mój dres z logiem Rytmów Ulicy po czym przenieśli wzrok na moją twarz. Uśmiechnęli się do mnie.
"No pięknie" - pomyślałam. Uciekać czy nie? Pieprzyć, uciekać! Nagle poczułam mocny ucisk na moim nadgarstku. 
-TAŃCZ. - syknęła mi nieznana osoba prosto do ucha. -Potrafisz!
Powoli zaczął puszczać moją rękę i mając pewność, że już nigdzie nie pójdę uwolnił ją całkowicie.
Z boomboxa zaczęła wydobywać się muzyka. James Brown. Okok, czaję, jedziemy z lockineczkiem. Mój umysł powoli przestał myśleć. Nie mogłam myśleć. Tańczy się sercem, a nie mózgiem. Po perfekcyjnie wykonanym splicie z wyskoku film mi się urywa. Stoję. Zmęczona, ale zadowolona. Ludzie wpatrzeni we mnie bez słowa. O nie, o nie, o nie. Gratuluję Moniko, właśnie się zbłaźniłaś jak nigdy! Choć może nie..
Zgromadzeni wybuchnęli wielkim aplauzem. Nawet b-boye kucający przy boomboxie dali się porwać owacji na stojąco. Dobra, teraz mogę wiać. Wycisnęłam się z koła po drodze kradnąc ze sobą Nadin. A oklaski nadal nie ustawały. Starałam się oddalić jak najbardziej, lecz po jakiś 10 metrach spostrzegłam, że nie ma obok mnie Nadin. Odwróciłam się, a ona stała i patrzyła się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Dziewczyno, czy ty wiesz czego właśnie dokonałaś? - podeszła nadal zdziwiona Nadin.
-Niech no się zastanowię.. - udałam zamyśloną minę. - TOTALNIE SIĘ SKOMPROMITOWAŁAM?!
-Hej. - usłyszałam znajomy głos. Czyżby przemiły kolega ze streeta przez  którego nadal boli mnie nadgarstek? - Kacper. - chłopak wyciągnął do mnie rękę i dopiero wtedy po raz pierwszy zilustrowałam go wzrokiem.
Był.. naprawdę przystojny. Szare oczy w których można było (choć nie wiem jakim prawem) dostrzec zieleń idealnie komponowały się z całą jego twarzą. Długie, brązowe włosy opadały mu na twarz. Chłopak uśmiechnął się do mnie widząc jak mu się przyglądam dzięki czemu dostrzegłam prześliczne głębokie dołeczki. Jezu, jaki on jest boski!
-Monika - z lekkim stresem wyciągnęłam do niego dłoń. Cholera, on chciał mi przybić pjontkę! Szlag, trzeci raz w tym dniu narobiłam sobie siary.
-Sprawę mam - odparł, ponownie się uśmiechając dzięki czemu znów mogłam podniecać się jego dołeczkami. Wyciągnął z kieszeni złożoną i nieco pogniecioną ulotkę i podał ją mnie. Szybko przeleciałam wzrokiem po tekście. Nabory do Street Beat School. Obiło mi się o uszy. O ile się nie mylę ojciec Patrycji jest założycielem tej szkoły. Nie wierzę. Tak wyluzowany i przyjemny człowiek nie mógł wychować takiej jędzy!
-Nie drwij sobie ze mnie. Jak ja niby miałabym tam startować? - zapytałam wyniosłym tonem. On nie wziął sobie tego do serca, uśmiechał się tylko dalej.
-Podaj mi swój numer telefonu. - zauważyłam jak Nadin wdycha głęboko powietrze i zaczyna się wachlować. Podjarka, że jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę? Wątpię. Może tylko chce mi coś wytłumaczyć, albo..
-Po co ci?
-Nieważne, po prostu mi go podaj.
Z głębokich kieszeni swojego dresu wyciągnął marker. Nosić marker w kieszeni? Na streeta?
Bez słowa odbezpieczyłam flamaster i napisałam na jego ręce dziewięć drobnych cyferek.
-Wieczorem zadzwonię, teraz muszę lecieć. I jeszcze jedno - niektórzy uczą się tańca. A inni mają go we krwi.

* * *

-Nie, nie i jeszcze raz NIE - mama była bezlitosna. Tata? Nawet się nie wtrącał. W rodzinach zazwyczaj jest tak, że ojciec wszystkim decyduje, a matka stara się nie wtrącać. U mnie jest na odwrót.
-Ale dlaczego? Wytłumacz mi dlaczego? To nic nas nie kosztuje! Nie uda mi się to nie, idę do normalnego liceum i tyle w temacie. - próbowałam dopiąć swego ale wiedziałam, że szanse są marne.
-Po pierwsze spuść z tonu droga panno. Po drugie: jakie ty tam wykształcenie będziesz mieć? Z tańca nie wyżywisz rodziny. A w sumie o czym my rozmawiamy. Jesteś za słaba, żeby się tam w ogóle dostać.
Łzy napłynęły mi do oczu. Jak ona mogła tak mówić? Obróciłam się na pięcie i pobiegłam do mojego pokoju. Trzaskając zamknęłam drzwi i z głośnym płaczem upadłam na łóżko. Wpatrywałam siłę w sufit i nagle sobie zdałam sprawę, że nic nie wiem na temat tej szkoły. Dosłownie nic. 
Po tej ciężkiej kłótni z rodzicami nie pamiętałam dzisiejszego dnia. Próbowałam sobie przypomnieć..
Mój pierwszy street, rozmowa z Kacprem.. WŁAŚNIE, KACPER! Potykając się o własne nogi rzuciłam się do biurka gdzie leżał mój telefon. Myślałam, że odblokowywanie klawiatury trwało wieczność. Na marne - żadnego powiadomienia. W co ja wierzyłam? Otarłam łzy i włączyłam mojego MacBooka. Automatycznie zalogowałam się na facebooka i GG. Następnie moje rutynowe zajęcia - tumblr, you tube... Kusiło mnie, cholernie mnie kusiło, żeby poszukać jakiś informacji o tej szkole, ale wciąż była jeszcze we mnie iskierka nadziei, że on, najpiękniejszy chłopak jakiego w życiu spotkałam zadzwoni. Równie dobrze mogłam teraz dowiedzieć się więcej i wymyślać argumenty, by rodzice dali mi zgodę na startowanie niżeli czekać, na telefon. Zawsze byłam naiwna i łatwowierna. Bardzo się przejmuje opiniami innych ludzi.
Zeszłam na dół po kawę. Minęłam rodziców nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Na moje szczęście woda właśnie skończyła się gotować. Zalałam wrzątkiem malutkie, bezbronne, brązowe ziarenka kawy, wsypałam cztery łyżeczki cukru, dolałam trochę mleka i natychmiast ulotniłam się stamtąd. Teraz i tak będę musiała czekać z dwadzieścia minut bo nienawidzę gorącej kawy.
Przez parę godzin bezmyślnie szperałam po internecie. Dochodziła 23:30 a telefon nadal milczał. Milka też moja nadzieja. Po co ja na to czekam? Czy nie wystarczy wpisać w wyszukiwarce Google "Street Beats School" i po sprawie? Po tej myśli nie wiedząc czemu cisnęłam telefonem o ziemię gdy nagle usłyszałam utwór sygnalizujący dźwięk połączenia. Schyliłam się w trybie natychmiastowym. Odgarniając czerwone kosmyki włosów z czoła nerwowo nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak?
-Nie obudziłem cię? Tu Kacper - jego głos sprawiał, że czułam się jakoś tak...
-Nie, czekałam, aż zadzwonisz - za późno ugryzłam się w język. W sumie, czy to źle, że to powiedziałam? Dam rękę uciąć, że w tamtym momencie uśmiechnął się - przynajmniej troszeczkę 
-Cieszę się, że w końcu jestem komuś potrzebny.
-A to co to miało znaczyć, bo nie bardzo rozumiem? - mój głos nabrał trochę gniewu. Jest zbyt pewny siebie.
-Nic, nieważne. Więc co chcesz wiedzieć na temat SBS?
-Podobno sam mi miałeś o tym powiedzieć. Nawet nie wiem o co pytać! - wręcz wykrzyczałam ostatni zdanie do słuchawki.
-Słodko się denerwujesz.
Już miałam ponownie go objechać, ale przerwał mi zanim zdążyłam otworzyć usta.
-Dobrze, spokojnie. Lubię się droczyć z ludźmi. - przewróciłam oczami - Poczekaj moment.
Usłyszałam dwa stłumione głosy. Jeden zapewne należał do niego, a drugi do jego mamy. 
-Wybacz, ale starsi sapią. Muszę kończyć. Może spotkamy się jutro? W Starbucksie?
-Na Manhattanie? 
-Tak, z tego co mi wiadome innego Starbucksa w Gdańsku nie ma - zaśmiał się. - Jutro o 13:00?
-T-t-tak, jasne, może być, mi pasuje - odpowiedziałam drżącym głosem. Puknij się w głowę dziewczyno, to nie randka!
-Okej, to dobrej nocy. Tancerko. - i rozłączył się. 
Tancerko? Weszłam w listę połączeń i zapisałam jego numer. Tancerko.. A może rzeczywiście coś we mnie jest?
Wyłączyłam MacBooka i nie zwracając uwagi na nic położyłam się na łóżku i zasnęłam.

1 komentarz: